środa, 12 marca 2014

MOJA MAŁA ROCZNICA I PARE SŁÓW JAK TO SIĘ WSZYSTKO ZACZĘŁO

Witam Was :)

Dzisiaj mija rok od dnia, w którym postanowiłam zmienić swoje życie. Dokładnie rok temu zrobiłam pierwszy Skalpel Ewy Chodakowskiej. Chciałabym Wam dzisiaj opisać moją drogę do tego kim jestem dzisiaj i jak postrzegam pewne sprawy. Na wstępie od razu zaznaczę, że nie będzie tutaj ani moich zdjęć przed/po, ani tabelek z pomiarami. Nie o to mi chodzi w tym poście. Przez opis mojej historii, chcę Wam pokazać jak zmieniło się to co mam teraz w głowie.

11 października 2012 roku urodziłam Michałka, w ciąży przytyłam nie zbyt dużo bo ok 14 kg ( ktoś powie, że to sporo, ale z Agatką przybrałam na wadze ponad 20 kg, więc dla mnie różnica była ogromna ). Wiadomo przez pierwsze miesiące z maluszkiem, a u mnie jeszcze była 2,5 letnia Agatka, młoda mama nie ma zbytnio czasu. Choć starałam się jeść lekko żeby nie zaszkodzić małemu to i tak te posiłki były nieregularne i monotonne. Lekko oznaczało dla mnie maślaną bułeczkę  śniadaniową z Almette, albo innym serkiem kanapkowym na śniadanko, potem na obiad ryż z jabłkiem posłodzony białym cukrem ( a jak inaczej - przecież jakoś tak mdło było ), albo kopyteczka z masełkiem,  kolacyjka to znowu biała bułeczka z wędlinka albo pasztecikiem. Potem przyszła zima, wiadomo człowiek mniej spaceruje, a i jakoś tak zajada stres i nieprzespane noce. Przytyło mi się sporo, ale nie zwracałam na to uwagi, zawsze miałam przecież boczki. ( Ogólnie rzecz biorąc to mam figurę typu jabłko - nad czym strasznie ubolewam, od zawsze miała nóżki chude, rączki chude a boczki i brzuszek jak balonik :( 

Po pewnym czasie zaczęłam więcej czasu spędzać przy komputerze i odkryłam, że wiele moich znajomych ćwiczy jakieś Killery, Skalpele, Turbo, ćwiczą z jakąś Ewką. O co chodzi pomyślałam. Co chwile któraś wrzucała na fejsa, że poćwiczyła z Chodakowską ( choć odbiegając nie co - rozmawiałam po pewnym czasie z tymi osobami i stwierdziły, że już dawno straciły zapał i nie ćwiczą ) Zainteresowałam się tym tematem. Wpisałam sobie na YT Skalpel, pooglądałam ( w międzyczasie zajadając milke i cukierki michałki, które uwielbiałam ) i stwierdziła, że fajne to jest i może bym spróbowała. Następnego dnia kiedy Michałek spał, a Agatka była w przedszkolu wskoczyła w dres i zabrałam się za ćwiczenia. Powiem Wam, że sprawiło mi to ogromną trudność, sapałam, dyszałam heheh i pociłam się strasznie, ale zrobiłam do końca. Byłam z siebie bardzo dumna. Na drugi dzień miałam meegaaa zakwasy, ale spróbowałam jeszcze raz i tak codziennie. Potem dorzuciłam mel b na pośladki i abs ( ćwiczenia na brzuch mnie strasznie męczyły - po dwóch porodach miałam bardzo słabe mięśnie brzucha ). Z dnia na dzień zaczęłam też interesować się zdrowym odżywianiem. Odrzuciłam cukier i słodycze totalnie, wprowadziłam zdrowe zamienniki w diecie. Nie chciałam przechodzić na dietę cud, typu schudnij do wakacji ( a potem nabierz podwójnie ), chciałam zmienić swoje życie. Z czasem ćwiczenia sprawiały mi ogromną przyjemność, czekałam na ten moment z niecierpliwością. Michałek był bardzo grzeczny, leżał sobie w bujaczku i obserwował jak mam ćwiczy ( do teraz uwielbia ze mną ćwiczyć ) Kilogramy i centymetry leciał ( z rozmiaru 40 jaki nosiłam po ciąży teraz nosze 36 )Ale to nie było dla mnie tak ważne, choć bardzo cieszyło i motywowało. Ważniejsze było dla mnie to żeby utrzymać to co do tej pory osiągnęłam i nie wrócić po wakacjach na złą stronę ( zauważyłam, że tak robi wiele dziewczyn, budzą się w maju, chcą schudnąć do wakacji, stosują diety cud, potem we wrześniu nadrabiają z podwójną siłą stracone kilogramy). Zaczęłam też śledzić fit blogi, co mnie bardzo zainteresowało. Na YT wynajdowała kolejne zestawy ćwiczeń, testowałam nowe płyty jakie pojawiały się w SHAPE, sprawiało i nadal sprawia mi to ogromną frajdę. Aktywność fizyczna stała się częścią mojego  życia :) 

Nadeszły wakacje, a ja nie przestałam ćwiczyć. Wyjechałam z dzieciakami nad morze gdzie codziennie rano biegałam, a potem wieczorami pływałam na basenie, jeździłam rowerem. Wzbudzałam wtedy ogromne zainteresowanie wczasowiczów, kiedy to wszyscy opalali się na plaży a ja zakładałam buty i biegłam brzegiem morza. Wiele razy pytano mnie po co ja to robię, czy jakąś instruktorką aerobiku nie jestem :)  A ja odpowiadałam zawsze to samo - robię to bo sprawia mi to radość, robię to dla siebie, dlatego by czuć się i wyglądać lepiej.  Tak teraz sobie myślę, że pare ładnych lat temu jak chodziłam do Liceum to notorycznie nie ćwiczyła, nie lubiłam w-f, a teraz nie mogę żyć bez treningu. Kto by pomyślał. 

Oczywiście nie było tak wszystko do końca różowo, były chwile słabości, wiadomo przy dzieciach słodycze są, więc czasem ciężko było mi się oprzeć ale dawałam radę, nie poddawałam sie. Ja się potykałam to od razu wstawałam i szłam dalej, szkoda mi było tej pracy którą włożyłam dotychczas, z powodu kilku wpadek. I tak mi zostało do dzisiaj. 

Uwielbiam ćwiczyć, rozwijać sie, zaczęłam interesować się też gotowaniem zdrowych potraw, regularnie przeszukuje internet szukając nowych inspiracji, wpadam często w cugi gotowania i wymyślam nowe zdrowe dania. Na szczęście smakują one mojemu mężowi i dzieciom, a to dla mnie ogromna radość. Meega motywacją są dla mnie też moje dzieci. Ćwiczymy razem, często też przez zabawę, one naśladują to co robię, albo ćwiczę " z ich ciężarem ", robiąc brzuszki czy przysiady. Agatka często mi powtarza, mamusiu ładnie wyglądasz, chce być taka jak ty :) Dzieci na hasło " ćwiczymy" lecą do szafy po moje buty i mate do ćwiczeń :) Nie wyobrażam sobie teraz życia bez ruchu, to jest częśćią mnie. Bardzo bym chciała, uświadomić wielu osobom, że posiadając dom, dzieci i jeszcze dwa psy do ogarnięcia można znaleźć choć chwilę żeby poćwiczyć. Trudno jest zacząć ale z czasem nie da się bez tego żyć. Grunt to dobra organizacja. 

Wstaje raniutko bo już 6-6.30 jem śniadanie, pisze post na bloga i układam plan dnia, potem robię śniadanko dla  męża i maluchów, szykuje Agatke do przedszkola. Agatka jedzie z tatusiem przed 8 ( choć czasami jest tak, że ja ją odprowadzam z Michałkiem ) ja szybko ogarniam po śniadaniu i zaścielam łóżka, przebieram się w strój do ćwiczeń i ćwiczę tak ok. 50-60 min w zależności od tego co mam zaplanowane i czy Michałek nie jest marudny. Ale na szczęście współpracuje ze mną i kiedy ja ćwiczę on się ładnie bawi :) Potem prysznic, drugie śniadanko i idziemy na spacerek, robimy zakupu potem Michaś śpi a ja sprzątam, gotuje obiadek i poświęcam czas na obowiązki domowe. Staram się aby wszystko porobić jak Agatka jest w przedszkolu, ponieważ popołudnie chcę poświęcić dzieciom.

Staram się motywować swoje przyjaciółki, koleżanki. Ogromną radość sprawiają mi też "fit" prezenty od męża. Ciesze się, że on rozumie to, że nie jem słodyczy i  w inny sposób stara się wynagrodzić mi to czy na urodziny, czy na gwiazdkę :)

Czas szybko leci, ale jestem szczęśliwa z tego co udało mi się do tej pory osiągnąć. Nie poddam się i dalej będę starać się, żeby moje życie było coraz to lepsze.

Mam nadzieje, że nie zanudziłam Was :) Dziękuje tym którzy dotrwali do końca tego postu :)
Na koniec chciałabym jeszcze napisać pewne słowa, które kiedyś usłyszałam od kogoś bliskiego BO CHCIEĆ TO MÓC - i tego się trzymam :)

MIŁEGO DNIA

4 komentarze:

  1. gratuluje i zycze powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  2. pięknie napisałaś, wzruszyłem sie :) ten ktoš bliski miał rację: Bo chcieć to móc! i tego się będę trzymał aby osiągnąć upragniony cel :)

    OdpowiedzUsuń